sobota, 12 stycznia 2013

Średniowieczna Barcelona



Chufo Llorens "WŁADCA BARCELONY"

Na ogół nie czytuję książek historycznych, szczególnie jeśli ich akcja rozgrywa się w średniowieczu. Może to kompleks po "Krzyżakach", których przeczytałam w gimnazjum jako pozycję z kanonu lektur (choć pod koniec muszę przyznać, nawet mnie wciągnęło). Jednak gdy któregoś dnia spojrzałam na półkę K., od razu rzuciło mi się w oczy grube tomiszcze i wtedy właśnie stwierdziłam, że muszę je przeczytać :)

Powieść rozgrywa się w 1052 r. w mieście, na które wyraźnie naprowadza tytuł: Barcelonie. Akcja tak naprawdę rozgrywa się dwutorowo, a wątki bohaterów dość późno się ze sobą splatają. Główną postacią jest młody Marti Barbany, ubogi dziewiętnastolatek przybywający samotnie do bram miasta. Nie może stać się pełnoprawnym obywatelem, choć bardzo tego pragnie. Dodatkowo zakochuje się w pasierbicy doradcy hrabiego Barcelony, lecz nie może jej poślubić ze względu na swój status społeczny. Wyrusza więc w długą podróż licząc, iż uda mu się posiąść bogactwo, które między innymi pozwoli wkupić się w łaski władcy, a to stanie się przepustką do upragnionego małżeństwa.

Drugą bohaterką jest ukochana hrabiego Barcelony, wcześniej poślubiona innemu mężczyźnie, co wprowadza konflikt nie tylko między dwoma mężczyznami, ale także między hrabią i jego matką. Jak się okazuje, Almodis - ukochana hrabigo - wykazuje się niezwykłym rozsądkiem oraz znajomością praw polityki i ekonomii. 

Trudno streścić ponad 700 stron książki w jednym poście, dlatego ten krótki opis fabuły musi wystarczyć. Jakie są moje odczucia co do lektury? Przyznam szczerze, po przeczytaniu pierwszej sceny gwałtu i rozboju w biały dzień zastanawiałam się, czy nie zakończyć lektury po tych kilkudziesięciu stronach. Obawiałam się, iż będzie to powieść o mrokach średniowiecza, w której nie ma reguł moralnych, a uczciwych ludzi zabija z potworną brutalnością z byle powodu. Całe szczęście sytuacja niejako zmusiła mnie do dalszego wgłębiania się w tę historię. Chufo Llorens pisze bowiem niezwykle ciekawie, a nieszczęsna scena nie świadczyła o reszcie książki.

Autor miał naprawdę dobry, wielowątkowy pomysł, a także talent do jego przedstawienia. Książkę przeczytałam w trzy popołudnia, gdy już raz danego dnia po nią sięgałam, nie mogłam się oderwać dopóki moi współtowarzysze podróży (jako, iż czytałam ją będąc na wakacjach) nie zarządzili gaszenia świateł. Historia Martiego ma jednak swój ciąg dalszy, powstała bowiem druga część "Władcy Barcelony". I jestem pewna, że jak tylko znajdę wolny czas, z chęcią po nią sięgnę ;)